środa, 27 kwietnia 2011

Po wizycie i imprezie..

Pewnie jak i Wam tak i mi szybko mineły te świeta. Ogólnie pewnie nic nowego nie powiem ale jakoś nie lubie świąt wielkanocnych. Właściwie to nie to,że nie lubie a poprostu nie czuje ich magii. Boże Narodzenie mimo zimna na dworze kojarzą mi się z domowym ciepłem, choinką, lampkami..ogólnie tak pozytywnie a te..nawet lanego poniedziałku nigdy nie lubiałam i wariowania chłopaków z wiadrami. Ale w tym roku na szczęście upiekło mi się jeśli chodzi o lanie wodą czy perfumami bo szliśmy na te 50 lat po weselu(ze względu na włosy razem ze szwiagierką i teściową zabroniłyśmy komukolwiek się psiknąć:)). Impreza w kościele była o 10 potem na sali, obiad, tort i ciacho..ogólnie posiedziało się i pogadało ale męczące to było muszę przyznać. Dopiero jak o 16 przyjechał nasz zespół z wesela wstąpiła we mnie jakaś energia. Pierwszy drugi trzeci kawałek a Tynka ciągle nie zmęczona. Wyszło na to,że do godziny 23 tańczyłam prawie non stop. Na początku zakładałam,że będę tańczyć tzw. deptańce ale właśnie przy szybszych utworach, kręceniu czułam się lepiej niż w wolnych kawałkach. Panowie z zespołu mimo,że wesele było 7 miesiecy temu pamiętali nas dobrze, różne szczegóły z wesela też..najwidoczniej to prawda, że dobre rzeczy to się pamięta. Dostaliśmy od nich dedykacje i jak zwykle przy głosie Grzesia wzruszyłam się:) Ahh musimy się wybrać z nimi na sylwestra bo nie wyobrażam sobie więcej ich nie zobaczyć..:) Chyba, że huczne chrzciny zrobimy:) hehehe
Jak wróciliśmy do domu to ledwo buty ściągłam tak miałam spuchnięte stopy ale nie było źle. Mała w środku nocy jeszcze szaleć zaczeła tak jakby upominała się o kołysanie:) Na drugi dzień wciąż opuchlizna nie schodziła ale poza tym wszystko w porządku. Od tej pory puchną mi stopy już przed południem..także niewiem czy za szybki tryb życia prowadzę czy jak ale lekarz mnie dzisiaj uspokoił, że nic złego się nie dzieje tylko częściej odpoczywać z nogami w górze :)
A na wizycie ogólnie wszystko fajnie:) Mała waży już prawie 2300, na usg też wszystko wyszło dobrze. Szkoda tylko,że zdjęc nie dostaliśmy bo niestety tak schowała buźkę za rączką i pępowiną,że nie było jak ją uchwycić. Położona niestety jest główką do góry więc już zostałam postraszona cesarką ale nie przejmuje się bo jeszcze 6 tygodni do porodu więc tak jak było u Katii mam nadzieje, że z dnia na dzień się obróci:) Wizytę mam dopiero 25 maja następną także wtedy zobaczymy czy zmieni pozycje czy wypiszą mi skierowanie. Powiedział mi jednak, że gdyby coś wcześniej się działo to tylko telefon to przyjmie mnie wcześniej lub do szpitala. Troszke marudził,że w minimalnych progach mam krew dlatego musze łykać witaminy, żelazo i jeszcze raz zrobić badania by w razie czego uniknąć przetaczania po porodzie.
Coś mi też wspominał, że według schematów i komputera mała może ważyć 3500 już pod koniec maja więc tego 25 na wizycie będziemy rozmawiać na temat rozwiązania i moich możliwości..także zobaczymy co nas czeka.:) Narazie nie przejmuje się tylko odpoczywam i nie myślę o porodzie:) Niech mała rośnie ile może a ja myśle, że wszystko przeżyje czy to cesarka czy długie godziny porodu byle by była zdrowa i wszystko miała w normie:) Tylko już jej zapowiedziałam, że nie ładnie z jej strony,że schowała buźkę a jak już pokazała to na 3 sekundy jak potrafi buźkę otworzyć szeroko przy ziewaniu..hehe chociaż tyle:)

sobota, 23 kwietnia 2011

Życzenia i nowinki

 Niech Chrystus Zmartwychwstały
przyniesie dla Was wiosenne kwiaty radości,
miłości, spokoju i szczęścia.
Wesołych Świąt i mokrego Dyngusa życzy..
Tynka z rodzinką:) 




Dzięki Aniu za odpowiedź na temat bóli miednicy. Co ciekawe przeszukałam moje wszystkie gazetki i tam nie było nic na ten temat..dobrze,że to tylko uroki ciąży. Ogólnie to muszę Wam powiedzieć,że lubie sobie pomarudzić ale uwielbiam być w ciąży. Co prawda ciąży mi brzusio, krótki dystans potrafię przejść bez bólu nóg i co chwile coś innego tu mi szczyknie tu zaboli ale rekompensują mi wszystko ruchu i kopniaki nawet te masakryczne w obite już żebra. Często mojemu mówię jak wiele tracą faceci,że nie wszystko są w stanie doświadczyć. Przeważnie najlepiej z małą bawimy się kiedy M śpi po pracy i choć opowiadam mu jak brzusio faluje albo jak sama wyciąga coś bym ją dotykała to nie jest to samo co doświadczyć to na żywo. Na jego dłoń także reaguje ale to już nie jest z jej strony to samo. Ciekawe czy to zbieg okoliczności czy jak. Gdzieś przeczytałam,że dziecko w brzuchu jest w stanie rozpoznać ciepło dłoni mamy, czasem ojca..podobnie jak z głosem. Ciekawe jest to,że ja mogę trzymać ręke na brzuchu i mała wystawia mi coś a jak ktoś obcy przyłoży dłoń to już jest cisza..baaa nawet brzuch staje się mięki i nie czuć zgrubienia jak chwilę wcześniej.
Poza tym u nas spokojnie, korzystam z pięknej pogody i cieszę się że wszystko wysprzątane i nie muszę nic już tu robić w domu. Jutro rano tylko Tosi posprzątać i do rodziców na cały dzień. Poniedziałek Wielkanocny na 50leciu po ślubie. Także święta miną nam bardzo szybko, bardzo rodzinnie i mam nadzieje że ruchliwie.
Troche żałuje,że wizytę u lekarza umówiłam sobie po świętach bo przynajmniej wiedziałabym,że szyjka trzyma się mocno jak trzymała i że bez obaw mogę potańczyć troche. Nie zamierzam sobie odpuścić bo ma być na imprezie nasz zespół z wesela. Teoretycznie czuje się dobrze, lekkie bóle brzucha jak przy okresie mineły mi także wydaje mi się,że wszystko tam na dole jest ok..ale noo spokojniejsza bym była gdybym jednak poszła. Szkoda tylko,że Tynka wpada na takie pomysły dzień-dwa przed imprezą zamiast np. tydzień szybciej. Może szło by przełożyć wizytę a tak to wałek. Poza tym odebrałam wyniki krwi i moczu i po raz pierwszy wszystko mam w normie..przeważnie jedna/dwie rzeczy były wyższe lub niższe minimalnie ale tym razem wszystko pięknie. Ciekawie co lekarz jeszcze powie na to ale wydaje mi się,że musi potwierdzić moje słowa:) Puki co cieszę się dobrymi wynikami, ładną pogodą i okazją do strojenia się:) Mam nadzieje, że poniedziałkowy efekt końcowy strojenia się spodoba mi się i będę zadowolona choć pewnie na makijaż nikt nie zwróci uwagi bo wkońcu najpierw pokazuje się wszystkim brzusio a potem cała ja:) Choć w sumie wogule nie przeszkadza mi, że więcej zainteresowania ludzie okazują brzuszkowi niż mi:) Wkońcu mamy się czym chwalić w tym stanie :):)

Ps. pościel przyszła..jest piękna..już bym ją wyprała, wyprasowała i założyła na łóżeczko..ale kurcze troszke jeszcze za szybko. Niech minie 15 maj wtedy akurat będę po pierwszych zaliczeniach na uczelni i będę mogła spokojnie zająć się przygotowaniem kącika małej od a do z.:)

wtorek, 19 kwietnia 2011

Zdjęciowo i trochę z nowości..:)

Noo i dziś zaczynamy 33 tydzień. Za tydzień tuż po świętach wkońcu mam wizytę u lekarza..ciekawe co tam u małej, jak rośnie. Ogólnie to od kilku dni odczuwam lekkie bóle podbrzusza takie jak przy okresie. Zazwyczaj dzieje się tak jak za dużo chodzę lub stoję, brzuch chyba wtedy troche mi twardnieje bo odrazu czuje jakbym miała tam kamienie a nie dziecko. Na szczęście szybko mija bo praktycznie odrazu jak tylko położe się na lewym boku. Tak więc staram się odpoczywać i nie panikować..może to te skurcze przepowiadające i przygotowujące mnie na godzinę zero? Niewiem sama ale nie panikuje jedynie co mnie martwi to szkoła bo właśnie w niedziele ledwo wysiedziałam na uczelni a jeszcze w maju fajnie by było jakbym się pojawiła na dwóch zjazdach i zaliczyła sobie jaknajwięcej w tym semestrze. Egzaminy ponoć mają mi się zacząć dopiero w lipcu także mam nadzieje,że znajdę troche chęci na naukę albo chociaż na zrobienie ściąg :)
Julitka dużo się rusza, przewraca i rozpycha. Nie mam pojęcia jak jest obrócona bo praktycznie z każdej strony dostaje kopniaki także wszystko okaże się 27go. Najbardziej jednak rozbraja mnie jak mała ma czkawkę i jak mąż bawi się z nią, łaskocze. Takie jak teraz mam łaskotki na całym brzuchu to jeszcze nigdy nie miałam. Niewiem czy to przez to, że skóra sie rozciąga i jest cieńsza czy jak ale jak jeszcze mała od środka muska mnie delikatnie to już śmieje się na całego.
A tu brzusio 33 tygodnia i ja w wersji naturalnej po domu:)




Na święta już mamy posprzątane, czekam na maj by móc zacząć robić pranie ciuszków,prasowanie i szykowanie kącika małej. Zamówiliśmy też pościel dla Julitki. Chyba wkońcu znalazłam odpowiednią..nie podoba mi się troche, że różowa bo jakoś uparłam się na żółtą ale żółtego z tej nie było tylko jakaś kremowa. Na zdjeciu nie zbyt fajnie wyglądała więc pewnie na żywo też nie bardzo. Mam nadzieje,że z naszym fioletem w sypialni nie będzie sie aż tak gryzła:) Tu wzór pościeli a jak będzie wszystko gotowe to wstawie foto. Wózek też zamawiamy na początku maja tak by za 3,4 tygodnie był już z nami.


Teraz troszkę o naszym pupilku futrzanym. Odkąd Tosia troszke nam się pochorowała bardzo ją obserwuje, ograniczam z jedzeniem i pilnuje by z brzucha nie robiła sobie śmietnika. Chyba ta opieka sprawiła, że zrobiła się mniej złośliwa a bardziej przytulaniec. Ciągle kładzie się obok i domaga się głaskania. Nawet ostatnio zaczeła strasznie tupać(u królika oznacza że jest wściekła a tupie tak głośno jak dorosły chłop) nie wiedzieliśmy o co jej chodzi a dopiero mąż wziął ją na ręce i położył między nami. Wtedy ucieszona rozłożyła się między nami na łóżku i leżała cały wieczór domagając się oczywiście by raz ja raz M ją głaskał po łepku. Boje się troche, że Tosia tak samo jak psy odczuwa zazdrość. Boje się co będzie jak pojawi sie dziecko..jak zareaguje na głośny płacz, na nasze poświecanie czasu dziecku non stop. Ogólnie poprzestawiało jej się w głowie budzi mnie o 6 i domaga się zabawy..chyba za bardzo rozpieściliśmy ją ale co ja mogę jak oboje z M tak ją kochamy..i nie umię wynieść jej gdzieś gdzie nie będzie mi przeszkadzać.
Tu moja mała królewna :)
Ps. Mąż przypadkiem dowiedział się o ostatniej notce, przeczytał ją, Wasze komentarze także i CHYBA WKOŃCU zrozumiał o co mi chodzi bo stwierdził, że mam racje i nie będzie planował czegoś kosztem naszej rodziny. Hehe a ja uznałam,że może czasem warto by było użyć bloga by coś do niego dotarło jak rozmowa nie przynosi efektu :):)

piątek, 15 kwietnia 2011

Odmienne wizje przyszłości..

Ostatnio wiele z was pisze,że ma problem z mężem/partnerem..gorsze i lepsze chwile. Myślałam, że mnie to nie dotyczy bo przez lata wszystko było super. A teraz nie potrafimy się dogadać, wymyślić coś sensownego co zadowoli nas dwoje. Nie ma to żadnych związków z kryzysami czy wyrzucaniem sobie czegoś. Problem polega w wizji dalszego życia dalej. Teść naciska na mojego M by otworzył własny biznes, że on w jego wieku już miał coś swojego..dziś ma swoją małą firmę transportową. U mojego Marcina problem polega na tym,że coś chce..ale nie wie co. Był pomysł drewna kominkowego, już napalony oglądał sprzęty, liczył koszty..prosiłam by przemyślał to bo wokół tych firm już od cholery i więcej. Napalenie wygasło..przyszedł czas na pomysł przejęcia pałeczki po ojcu tyle,że z prawkiem kat. D+E i jeżdżenie dużo większym autem niż 2tonowiec ojca..wszystko fajnie, na to bym się jeszcze ewentualnie mogła zgodzić..ale właśnie obawiam się,że gonienie za pieniędzmy zrujnuje nasze życie..
Dlaczego..
Po pierwsze: Jego praca teraz polega na zmianie nocnej 4-5 razy w tygodniu..czasem i w weekend. Na palcach jednej ręki mogę zliczyć ile ma zmian na rano lub popołudniu w miesiącu. Nasz dzień normalnie wygląda,że Marcin wraca rano śpi do południa, potem troche razem i znów zbiera się do pracy. Jak tu wsadzić zajmowanie się transportem?? Jego odpowiedź..będzie jeździł od rana a popołudniu spał..ciekawe tylko gdzie w tym wszystkim jest czas dla mnie, dla dziecka, by poprostu usiąść i pooglądać telewizje.
Druga sprawa: teściowi dobrze się gada bo zawsze uważał, że panią to w domu jest tylko i wyłącznie płeć żeńska..dlatego teściowa gotuje, sprząta, o wszystkim pamięta bo on jest od zarabiania pieniędzy i robienia tych cięższych rzeczy. Marcin znów taki nie jest bo ugotuje, wie czym co sprzątać, co gdzie jest i co ważne już teraz angażuje się w życie dziecka. Razem ze mną wieczorami przed pracą czyta gazetki i pyta co jak ma robić. Bardzo chciałby kompać małą by miał coś co będzie tylko jego rytuałem a ja mogę być ewentualnie od przygotowania ubranek i wody. Pytam się więc go kiedy chce znaleźć ten czas na kąpiel małej?? Nie rozumi, że przedewszystkim to my musimy się dostosować do tego jaka będzie Julita i jaki tryb dnia/nocy nam narzuci.
Kiedy już wydaje mi się, że coś do niego dociera..że ta firma naprawdę nie jest nikomu potrzebna on poprostu odpowiada, że chce to robić dla nas..i koło znów się zatacza.
Tylko właśnie co to za życie jak on będzie biegał z pracy do pracy? Czy będzie miał czas by wogule wykorzystać te zarobione pieniądze? Co z jego udzielaniem się w życiu małej..przecież tak bardzo chce przy tym wszystkim być. Nie znam bardziej rodzinnego człowieka niż On. Czy warte jest te kilka groszy za piękne popołudnia we troje, dziecięce uśmieszki i zabawy??. Wiadomo, że oprócz pieniędzy przyjdą jeszcze problemy z załatwianiem formalności, stres, gorsze samopoczucie. Ile można wkońcu wytrzymać na wysokich obrotach i po co? Skoro nam to naprawdę nie jest potrzebne. Narazie mamy jego wypłatę..wiadomo nie żyjemy jak milionerzy ale mieszkamy w domu więc odchodzi nam czynsz, za media nie płacimy bo płacą teściowie i nie ma mowy bym chciała im płacić, mamy 5letni nie psujący się do tej pory samochód, wyremontowane mieszkanie. Moi rodzice co chwile dają nam jakieś pieniądze, pomagają, kupują coś dla małej lub mnie zabierają na zakupy bym wybrała co chce. Studia zaoczne także opłaca mi ojciec tak jak obiecał na początku. Nie mamy prawie żadnych wydatków jedynie jakieś osobiste, mamy duże wsparcie..więc nie ma opcji byśmy przymierali głodem..wiec niewiem czy chodzi o ambicje czy co..
Na przełomie 2011/2012 myślę by zacząć szukać jakiejś pracy. Wszystko będzie uzależnione jak babcie będą z nami współpracować przy wychowaniu małej. Jeśli wychowanie zostawią nam a sami będą poprostu tylko rozpieszczać(jak narazie twierdzą) i nie burzyć naszego zdania mogę im dziecko zostawić spokojnie. Wydaje mi się to tysiąc razy lepszym sposobem na zwiększenie domowego budżetu niż jego firma a i będziemy mieli ten ważny czas dla rodziny, podzielone obowiązki. Ale noo mów jak do słupa..
Jak przekonać faceta, że w domu potrzebuje czuć że mam męża, córka będzie mieć ojca i że po wsi nie chodzę jak słomiana wdowa tylko dumnie będę mogła kiedyś stwierdzić, że ojciec mojego dziecka ma super z nią kontakt..
Czasami brak mi słów..wiem, że mu też jest ciężko, że ja uwielbiam stawiać na swoim i że prawie zawsze jest po mojemu..ale tym razem naprawde wydaje mi się, że moja wizja naszego życia jest najlepszym dla nas rozwiązaniem na najbliższe lata..

wtorek, 12 kwietnia 2011

Wizyta w szpitalu..na rozeznaniu:)

Wczoraj jakoś tak spontanicznie zdecydowaliśmy,że jedziemy do Rybnika zobaczyć szpital i popytać co i jak. Ogólnie te 2 potężne budynki troszke mnie przeraziły ale weszliśmy do środka. Ja nigdy nie byłam w szpitalu!!Okazało się,że weszliśmy na oddział gdzie młode mamy leżą i przyjmują z dzieciaczkami wszystkich w odwiedziny..mieliśmy troche szczęścia bo spotkaliśmy salowe które przemyciły nas na drugą stronę budynku przez oddział aż na położnictwo. Troche śmieszne to było bo zaglądały do każdego z pokoi czy pielęgniarki gdzieś się nie wyłonią i nie zatarasują drogi. Kiedy dotarliśmy na porodówkę spotkaliśmy potężnego lekarza(Tynka odrazu panika i wyobraźnia, że on taki wielki, ręka 4razy taka jak moja..jak on będzie badał mnie tam..). Ale wkońcu pytamy z kim możemy o wszystkim pogadać to mówi byśmy poczekali bo zaraz położna wyjdzie z oddziału to udzieli wszystkich informacji. W holu był też jakiś mocno przestraszony koleś..jak się okazało jego żona akurat rodziła i ten podbiega przy nas do lekarza pyta co z żoną i dzieckiem a lekarz do niego z uśmiechem - Spokojnie tatuśku żona opanowana z dzieckiem dobrze a pan tu od zmysłów odchodzi niepotrzebnie. Zaraz potem wyszła położna która opowiedziała mi w wersji skróconej co powinno mnie zaniepokoić,jakie są sygnały,co mam wziąść ze sobą, co zbędne i co najważniejsze gdzie jest izba przyjęć dla rodzących. Podała mi też numer do nich na położnictwo gdzie w razie czego mogę zadzwonić opowiedzieć co mnie martwi i powiedzą mi czy to już czy mam jeszcze wyczekać w domu na rozkręcenie akcji bo jak stwierdziła po co mam się męczyć cały dzień na patologi jak mogę odrazu przyjechać na porodówke. Była bardzo przyjemna nawet nie musiałam jej mówić,że chodzę prywatnie do lekarza który pracuje tam. Na koniec jeszcze pokazała nam drogę do windy a na dole i tak zgubiliśmy się. Drogę pokazał nam szalony chłopak który aż biegł z nosidełkiem po swojego malucha i jego mamę:)
Ogólnie pozytywne wrażenie na mnie zrobili a,że jestem osobą która nie lubi oglądać wszystkiego tylko decyduje się na pierwszą opcję jeśli mi odpowiada decyduje się na poród w Rybniku wierząc, że trafie na lajtowy personel i w przyjaznej atmosferze wszystko przebiegnie.:)
Dziś zaczynamy 32 tydzień..ojj troszkę czas szybko leci byle by tak zostało do porodu bo chyba zwariuje jak koło 38 czas stanie w miejscu a ja zacznę wyczekiwać czy to już..:) Narazie jednak korzystam z wypadów, ciągle jestem w rozjazdach do południa kiedy mąż śpi po nocce bo jeszcze troche to już tak swobodnie nie wyskoczę sobie na kawkę bez większego bagażu niż torebka:)

 Dopisek
A co myślicie o przyśpieszanych porodach?? Dziś dowiedziałam się,że znajoma nie chce rodzić przez święta więc umówiła się z lekarzem,że przyjdzie kilka dni wcześniej po przekroczeniu 38 tygodnia. On wtedy ma zmiane w szpitalu i zajmie się nią odpowiednio. Niektóre przyszłe matki słyszałam krytykują to ale wydaje mi się,że to nie takie głupie. Wiem,że natura..że poród nastąpi w swoim czasie ale z drugiej strony ja sama chciałabym urodzić koło 6-8 czerwca(a 14 wg. obliczeń mam termin). Nie dlatego,że będzie mi się dłuższyć..tylko planowaliśmy w połowie lipca wyjazd do Niemiec a warunkiem było by mała miała przynajmniej miesiąc skończony. Chciałabym mieć czas by jak najszybciej móc ją ochrzcić i spokojnie jechać. Potrzebuje też ja sama troche czasu by dojść spokojnie do siebie. Oczywiście wszystko odbywa się pod kontrolą..nie ma czegoś takiego, że lekarz spełnia widzi misie pacjentek. Wydaje mi się to z jego strony udogodnieniem, że skoro wszystkie mu płacimy to próbuje jakoś iść na rękę. Jednak nigdzie w gazetkach nie spotkałam się by była mowa o wywoływanych porodach naturalnych..wiem,że dziecie w 38 tygodniu jest już właściwie gotowe do wyjścia więc dlaczego nie?? Jednak chciałabym znać wasze zdanie bo co ja tam moge posiłkując się gazetkami..

niedziela, 10 kwietnia 2011

I po remoncie..

Ściany odświeżone, podłoga zrobiona, wszystkie meble umyte. Te kilka dni bałaganu, hałasu dały się we znaki późnym wieczorem i nocą ale przynajmniej mamy czysto i jestem spokojna, że przez najbliższy rok nic w domu nie musimy robić ani poprawiać w kwestiach remontowych. Co do mojej małej bo ostatnio nic o niej nie pisałam to ma się dobrze. Szaleje w brzuchu w dzień i w nocy. Kiedy przez te kilka dni spaliśmy u rodziców na zwykłej wersalce Marcin mój wogule się nie wysypiał. U nas duże łóżko to praktycznie nie styka sie z moim brzucholem w nocy i śpi spokojnie bo wie,że jej nie szturchnie jednak kiedy ja w nocy odwracałam się do niego chcąc nie chcąc dotykałam go mała najwidoczniej postanowiła nie spać tylko obudzić tatusia..i tak praktycznie co chwile kopała go co dziwne mnie nawet nie budząc:) Ogólnie to w dzień prawie wogule nie kopie tylko przemieszcza się wypycha różne części ciała co dla mnie jest nie lada zagadką. Wkońcu uwielbiam jeszcze bardziej mój brzuch bo mogę ją głaskać i łaskotać a ta odrazu daje znać,że czuje mój dotyk. Kiedyś nie mogłam sie doczekać kiedy wkońcu kopnie dzisiaj jak zacznie szaleć to nawet tego nie licze bo jest tego tyle,że mniejwiecej wiem,że było wiecej niż 10. I co najbardziej lubie to,że potrafi wariować i to 2 godziny intensywnie. Ojj będę pewnie za tym tęsknić mimo,że te ruchy zastąpione będą już nią w całej okazałości:)
A u nas pierwszy spór o wychowanie małej. Nie tak dawno powiedziałam,że będę starała się kompać Julitę codziennie o tej samej porze. W zależności jak się zgramy gdzieś koło 18-19 chcę ją kąpać,masaż, karmienie,bajka lub śpiewanie i do łóżeczka. Chcę by kojarzyła,że po tym nie czas już na zabawy a tylko na spanie i jedzonko. Wiem,że cieżko będzie to wypracować na początku ale napewno jest to wykonalne. Wiem też, że idzie lato i nie raz pożałuje,że piękny wieczór a ja muszę iść z małą do domu ale wierzę,że wkońcu mi się to opłaci i zgramy się fajnie z małą a i ona będzie spokojniejsza w nocy i za dnia. Dużo się naczytałam też w poradnikach,że to jest dobre dla dzieci niestety moja teściowa uważa, że dziecka w tych czasach szczególnie malutkiego nie trzeba codzień kąpać. Wystarczy co drugi dzień a tak to przecierać wilgotną pieluszka..bo maluch sie nie brudzi a tylko poci. Wiem,że i położne niektóre tak uważają ale w tej kwesti chyba będę słuchała samej siebie. A jak jest u was mamusie z kąpielą lub jak zamierzacie kąpać maluchy??

czwartek, 7 kwietnia 2011

Wybór szpitala..

Jeszcze troche i zacznie się kompletowanie i pakowanie torby do szpitala..odkąd chodzę na szkołę rodzenia mam na bierząco informacje co dzieje się w szpitalach z okolicy. Najwiekszy problem jest w tym czym się sugerować decydując się na któryś i na co zwracać uwagę.
Od początku ciaży byłam zdecydowana na poród w Wojewódzkim szpitalu w Rybniku..jakieś 12 km odemnie-20 minut drogi.
Dlaczego? Bo sale są zadbane 2-3 osobowe,w każdej łazienka,dziecko zostaje ze mną chyba że proszę by je wykompali czy przebrali i tam na oddziale pracuje mój ginekolog. Jedyny minus to ten że kobiety narzekają na pielęgniarki i położne. Tym,że jakieś dziecko umarło czy doszło do zaniedbania nie przejmuje się bo wiem, że takie rzeczy zdarzają się i w najlepszych placówkach.
Następny szpital jest w Knurowie..autostradą 15 minut drogi. Sale mniej zadbane niż w Rybniku. Leży się po 6-8 osób na sali(nie spotkałam sie by były mniejsze), łazienki nie w każdym pokoju, dziecko zabierają na oddział noworodkowy i przynoszą tylko na karmienie, za to ponoć personel w większości jest w pożądku.
Zastanawiałam się jeszcze nad prywatną kliniką w Katowicach do której mam 30-40 minut drogi. Od chyba 3lat dzięki nfz robią tam darmowe porody jak i w razie komplikacji cesarki..na początku przyznam,że byłam napalona na niego. Szczególnie widząc wystrój wnętrz(prawie jak hotel), obsługa ponoć też ok. Jedyny warunek- przyjść wcześniej na jedną wizytę, w której skład wchodzi KTG,USG i badanie ginekologiczne, koszt 200 zł. Jedyny największy minus i to taki przez który z bólem musiałam go skreślić to fakt, że nie przyjmują porodów nagłych..przed terminem ani po nim. Najlepsze dla nich są te książkowe. Pewnie nie należę do tych 5% kobiet które rodzą w terminie dlatego też staram sobie nie zaprzątać nim głowy. Poza tym nie mają jakiegoś zespołu szybkiej reakcji..cokolwiek to znaczy.
Dlatego też ostatecznie zastanawiam się nad Rybnikiem bądź Knurowem..niewiem tylko czym się sugerować. Czy iść tam gdzie personel będzie mi godnie pomagał jednak w niezbyt przyjemne warunki..czy zdecydować się czasem wysłuchać głupi tekst a chociaż przebywać te kilka dni w pomieszczeniach odnowionych z małą u boku non stop.
Trudno mi podjąć decyzję szczególnie, że jestem troszkę człowiekiem obrzydliwym i niewiem czy nie będę mieć oporu dbać o swoją intymność w tak obleganej łazience ale też niewiem czy psychicznie wytrzymam  jeśli jakaś pielęgniarka uzna że coś robię źle lub poprostu oleje moją prośbę..co radzicie?
I tak muszę się z moim wybrać na obchód po szpitalach zobaczyć na własne oczy co i jak..ale mam mętlik w głowie. Tymbardziej,że jedne znajome chwalą sobie ten, drugie inny..i bądź tu kobieto mądra:)

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Początek..

Noo to pora zacząć przyzwyczajać się do nowego miejsca. Narazie myślę, że zostanie tak jak jest..przynajmniej do porodu.:) 

A tak poza tym to hormony mi strasznie szaleją..kilka razy w ciagu dnia zmienia mi się nastrój..mam ochotę płakać po czym zaraz śmieje się. Wkurza mnie mój Marcin a jak zejdzie mi z oczu na pół godziny to już mi dziwnie bez niego i sama idę za nim. Ogólnie to we wszystkim co mówi i decyduje jestem na nie choć i tak później wydaje się to całkiem sensowne..jednym słowem masakra i dobrze że synek cierpliwy i wyrozumiały bo inaczej juz może poduchą by mnie udusił:) 
Widzę też,że z dnia na dzień coraz mniej mobilna się staje..dłużej pospaceruje i czuje jakby puchły mi stopy..szczególnie lewa bo w bucie odczucie jakby ciasno(a chodzę w botkach z koreczkiem ok 5cm-ponoć w najzdrowszych w ciaży), coraz gorzej podnosi mi się z pozycji siedzącej i przewracanie z boku na bok..nawet na kolanach jest mi już nie wygodnie kiedy sprzątam klatkę Tosi. Tuż po wstaniu z pozycji siedzącej wyglądam jak staruszka próbująca się wyprostować i trzymająca w dole pleców..za mało ruchu miałam chyba i to są skutki..wygodniej było wszędzie samochodem. Namówiłam M na malutki remoncik od czwartku tylko niewiem czy nie zwariuje przez te kilka dni..albo on ze mną:) Jednak mimo wszystko przygotowuje się psychicznie na wielkie sprzątanie po remontowe już na święta i powoli na czerwiec wkońcu wszystko musi błyszczeć jak mała przyjdzie do domu:)
To tyle narazie:) Rozgośccie się:)