Miałam nadzieje,że wątek sesji na uczelni poczeka do lipca jednak ktoś mądry postanowił zrobić wyjątek i zrobić wiekszość egzaminów w czerwcu. Pierwszy mam za tydzień tylko kto powie mi jak znaleźć chęć na naukę mając świadomość,że termin porodu tuż tuż..może jestem mało ambitna ale nie w głowie mi głupoty typu notatki..chyba, że są to artykuły porodowe:) heh. Miałam nadzieje, że w lipcu część egzaminów sobie zdam a reszta we wrześniu a teraz to niewiem jak to będzie..większość zostanie mi na okresie poprawkowym. zdawać.
A tak z innej beczki to wczoraj nieźle się przestraszyłam. O dziwo mój M w maju przez cały miesiac miał tylko 4 nocki co w jego pracy jest praktycznie niemożliwe..tak fajnie było, chodziłam spać spokojna(bo Tynka taka stara a boi się ciemności). Wczoraj M poszedł na tą 4nockę i pech chciał,że wieczorem złapał mnie taki dziwny,silny ból w boku..kłujący, tępy trwał z 30 sekund i powrócił jeszcze 3 razy co 7 minut. Nawet sobie nie wyobrażacie ile ja się strachu najadłam. Bolało cholernie tylko niewiem co. Te artykuły o bólach są tak ogłupiające,że już nawet ich nie czytam. Wierzę im tylko w jedno..że jak przyjdzie czas to tych boli z niczym innym nie pomyle:) Ale nieźle spanikowałam bo dlaczego ból powraca co 7 minut skoro większość dziewczyn odczuwa dużo wcześniej skurcze i jakoś się psychicznie nastawiają..a ja tu co tak szybko? Nie noo niemożliwe. Wkońcu zmiana pozycji pomogła a i ja ze zbyt dużą ilością myśli w głowie zasnełam.:) Znając życie jak Marcin dzisiaj będzie w domu na noc nic mi nie będzie. :) Niewiem tylko czy ten ból miał zwiazek ze zbliżającym się porodem bo cały czas myślałam,że będzie tak jak przy okresie tylko 1000 razy mocniejszy.
Ojj chciałabym już być po wszystkim. Myślałam,że tyle się naczytałam, nasłuchałam to teoretycznie wiem co i jak..ale kiedy przychodzi co do czego..panikuje i już chcę dzwonić do M. Dobrze jednak, że się powtrzymałam bo jeszcze by borok zawału dostał w pracy:)
Jakoś tak oboje jesteśmy względnie spokojni bo wiem,że najpierw pora na urodzenie się Julii u Naszej Trójki a dopiero potem czas na nas:) M codzień pyta jak tam sytuacja u koleżanki..jak mówię, że cisza to twierdzi,że spokojnie idzie do pracy. Heh tylko, żeby mała nie zrobiła mu psikusa :D
Mi już tam wszystko jedno czy urodzi się jutro, za tydzień czy 13go jak pójdę do szpitala. Nie chciałabym tylko by tego 13go odesłali mnie do domu i kazali czekać na cokolwiek..ale zobaczymy czy mój lekarz zdziała coś czy tylko dużo mówi:)
Z nowości to w środę odebraliśmy wózek. Miał być na początku czerwca a tu już go dostali więc czeka cierpliwie na swoją małą właścicielkę:) Puki co jesteśmy bardzo z niego zadowoleni..nawet podoba mi się bardziej niż w sklepie na wystawie..:) Teraz tylko muszę zaopatrzyć się w jakąś pościel do niego i mamy dosłownie wszystko na godzinę zero:)
poniedziałek, 30 maja 2011
środa, 25 maja 2011
I po wizycie..:)
Noo i jesteśmy po wizycie u lekarza. Jakoś tak przed wizytą wogule się nie denerwowałam czułam,że wszystko musi być oki:) I tak też jest. Julitka ma ponad 3 kg i miałyście racje obróciła się główką w dół. Już jest niżej ułożona ale rozwarcia jeszcze nie ma. Od początku ciąży mam 16kg na plusie i liczę,że już nie urosnę więcej..ale zobaczymy. I tak niestety lekkie rozstępy na brzuchu mi się pojawiły mam jednak nadzieje,że większą część rozjaśnie po wszystkim. Następne spotkanie uzgodniliśmy,że będzie już w szpitalu najpóźniej 13tego czerwca. Mam zadzwonić do niego i umówić się o której mam wpaść z torbą na oddział i spróbujemy coś działać. Uznał,że to najpóźniejszy termin także zobaczymy czy mała zdecyduje się szybciej nas poznać czy dopiero koło połowy czerwca i czy uda się jakoś ją skusić tego 13tego.:) Ogólnie z dolegliwościami to nie jest tak źle. Ciągnie mnie brzuch w dół, są dni kiedy częste mam skurcze podbrzusza ale jeszcze w miare bezbolesne, nogi mam jak bomby od kilku dni i praktycznie od rana ale co się dziwić mój organizm nie wiedział do tej pory co to 66kg..także musi odreagować. Noce przesypiam na szczęście w miare dobrze, ucisku na pęcherz nie mam co bardzo mnie cieszy bo spacerki do łazienki mnie mijają:) Kiedyś dziwiłam się jak mogą mame męczyć kopniaczki dzidziusia ale teraz rozumię to. Czasem jestem tak obolała i wykończona jej szaleństwami, że prawie świruje. Kilka godzin gwałtownego wyciągania wszystkiego daje nieźle popalić, szczególnie kiedy nogą uciska mi żebra a główką tam na dole i w najlepsze się prostuje. Gdyby jeszcze wyprostowała się i odpuściła to oki ale ona taka rozciągnięta potrafi być kilka chwil i wtedy nie pomaga nic..ani przewrócenie się na bok ani stanie, siedzenie..dosłownie nic:) Łobuz mały ale co zrobić..charakterek paskudny chyba odziedziczyła po mnie. Nawet na zdjęciach wychodzi podobnie jak ja bo albo się zasłania czymkolwiek albo zrobi taką minę, że hej..i tak też dzisiaj najpierw zasłoniła się rączką i wtuliła w łożysko wkońcu troszkę buźki pokazała ale nosek zmarszczyła jakby focha miała o coś..:) Choć i rutynowo rączka blisko buźki..:)
Miłych ciepłych dni dla was kochane:) Przedemną ciężki weekend na uczelni bo trzeba by wykorzystać i conieco zaliczyć na uczelni..także czas na nauke:)
Miłych ciepłych dni dla was kochane:) Przedemną ciężki weekend na uczelni bo trzeba by wykorzystać i conieco zaliczyć na uczelni..także czas na nauke:)
czwartek, 19 maja 2011
Wszystko niemal gotowe:)
Witam Was kochane
U nas wszystko w porządku. Stuknął nam 37 tydzień i muszę przyznać,że dopiero teraz odczuwam skutki wagi swojej i małej. Brzusio ciąży mi szczególnie wieczorami, plecy odmawiają posłuszeństwa. Jak siedzę to dobrze..gorzej jak zachce mi się wstaći te pierwsze kilka kroków. Podziwiam te które jeszcze bez problemu spacerują..mnie męczą głupie zakupy w biedronce na które i tak jadę samochodem. Nogi puchną i zauważam u siebie ten wszystkim znany kaczy chód:) Do południa jeszcze jakoś funkcjonuje ale wieczorem od 17 jestem prawie nie żywa. Być może w ciągu dnia w domu jestem zbyt aktywna i może dlatego tak szybko padam ale noo nie umię inaczej..jeszcze tyle jest do zrobienia a wykorzystuje puki Marcin ma same ranki bo przy nim sprzątanie odpada..we wszystkim by mnie wyręczył ale nie ma jak zrobię sobie wszystko sama..jakoś tak dla własnego spokoju:)
Muszę powiedzieć Wam,że coraz bardziej nie umię się doczekać kiedy Julitka się urodzi. W środę wkońcu mam wizytę u lekarza i ciekawe co mi powie. Co do tego czy obróciła się to nie mam bladego pojęcia.Probowałam szukać po necie opisu ruchów, pozycji dziecka w brzuchu by skojarzyć co gdzie ma ale moja mała z każdej strony rozpycha się z taką samą siłą także nie odróżniam co jest czym. W każdym razie wiem jedynie tyle,że leży na poprzek..bo coś dużego ciągle w okolicach prawego żebra i na dole z lewej strony:) W sumie jest mi już wszystko jedno..nie boje się naturalnego porodu ale też nie będę panikować jak będę musiała iść na cesarke..jedynie co bym chciała by urodziła się przed terminem, może nawet za tydzień i byle byśmy były zdrowe. Ból, męczące godziny się nie liczą..wkońcu to minie i mała będzie z nami:)Mam nadzieje,że do końca będę sobie tak racjonalnie wszystko tłumaczyć:) Zdecydowałam jednak po zdarzeniu z koleżanką, że Marcin idzie ze mną do porodu. Nie dlatego,że potrzebuje trzymania za rękę czy coś poprostu chcę by był ktoś kto przypilnuje tą całą bande i nie pozwoli by się nami nie interesowali. To dzięki swojemu tacie mała Maja-córka koleżanki żyje i mają się coraz lepiej. Mój oczywiście w niebo wzięty bo chciał iść od poczatku ale jakoś ja miałam wątpliwości..
A z przyjemnych rzeczy to kącik małej już gotowy:) Ale namęczyliśmy się z udekorowaniem łóżeczka, prasowaniem ale wkońcu wszystko już gotowe i pachnące. Ciuszki i pieluszki wyprane jeszcze tylko poprasować, ułożyć rozmiarami noo i ta moja torba. Muszę ją spakować jeszcze w tym tygodniu bo marudzą mi bliscy już strasznie.
W poniedziałek wyprowadzam się na kilka dni do rodziców z Tosią bo Marcin wyjeżdża na delegacje z pracy i poprostu nie chcę siedzieć sama. W środę jeszcze ta wizyta u lekarza i jakby mała faktycznie w brzuchu dalej siedziała to jeszcze w tym tygodniu dostane skierowanie na cc. Także muszę ostatecznie wszystko ogarnąć, żeby być przygotowanym na każdą ewentualność:)
To teraz czas na kilka zdjęć:)
Brzuszek 37 tygodnia..jeszcze domek Julitki:)
A tu nowy domek Naszej Małej:)
U nas wszystko w porządku. Stuknął nam 37 tydzień i muszę przyznać,że dopiero teraz odczuwam skutki wagi swojej i małej. Brzusio ciąży mi szczególnie wieczorami, plecy odmawiają posłuszeństwa. Jak siedzę to dobrze..gorzej jak zachce mi się wstaći te pierwsze kilka kroków. Podziwiam te które jeszcze bez problemu spacerują..mnie męczą głupie zakupy w biedronce na które i tak jadę samochodem. Nogi puchną i zauważam u siebie ten wszystkim znany kaczy chód:) Do południa jeszcze jakoś funkcjonuje ale wieczorem od 17 jestem prawie nie żywa. Być może w ciągu dnia w domu jestem zbyt aktywna i może dlatego tak szybko padam ale noo nie umię inaczej..jeszcze tyle jest do zrobienia a wykorzystuje puki Marcin ma same ranki bo przy nim sprzątanie odpada..we wszystkim by mnie wyręczył ale nie ma jak zrobię sobie wszystko sama..jakoś tak dla własnego spokoju:)
Muszę powiedzieć Wam,że coraz bardziej nie umię się doczekać kiedy Julitka się urodzi. W środę wkońcu mam wizytę u lekarza i ciekawe co mi powie. Co do tego czy obróciła się to nie mam bladego pojęcia.Probowałam szukać po necie opisu ruchów, pozycji dziecka w brzuchu by skojarzyć co gdzie ma ale moja mała z każdej strony rozpycha się z taką samą siłą także nie odróżniam co jest czym. W każdym razie wiem jedynie tyle,że leży na poprzek..bo coś dużego ciągle w okolicach prawego żebra i na dole z lewej strony:) W sumie jest mi już wszystko jedno..nie boje się naturalnego porodu ale też nie będę panikować jak będę musiała iść na cesarke..jedynie co bym chciała by urodziła się przed terminem, może nawet za tydzień i byle byśmy były zdrowe. Ból, męczące godziny się nie liczą..wkońcu to minie i mała będzie z nami:)Mam nadzieje,że do końca będę sobie tak racjonalnie wszystko tłumaczyć:) Zdecydowałam jednak po zdarzeniu z koleżanką, że Marcin idzie ze mną do porodu. Nie dlatego,że potrzebuje trzymania za rękę czy coś poprostu chcę by był ktoś kto przypilnuje tą całą bande i nie pozwoli by się nami nie interesowali. To dzięki swojemu tacie mała Maja-córka koleżanki żyje i mają się coraz lepiej. Mój oczywiście w niebo wzięty bo chciał iść od poczatku ale jakoś ja miałam wątpliwości..
A z przyjemnych rzeczy to kącik małej już gotowy:) Ale namęczyliśmy się z udekorowaniem łóżeczka, prasowaniem ale wkońcu wszystko już gotowe i pachnące. Ciuszki i pieluszki wyprane jeszcze tylko poprasować, ułożyć rozmiarami noo i ta moja torba. Muszę ją spakować jeszcze w tym tygodniu bo marudzą mi bliscy już strasznie.
W poniedziałek wyprowadzam się na kilka dni do rodziców z Tosią bo Marcin wyjeżdża na delegacje z pracy i poprostu nie chcę siedzieć sama. W środę jeszcze ta wizyta u lekarza i jakby mała faktycznie w brzuchu dalej siedziała to jeszcze w tym tygodniu dostane skierowanie na cc. Także muszę ostatecznie wszystko ogarnąć, żeby być przygotowanym na każdą ewentualność:)
To teraz czas na kilka zdjęć:)
Brzuszek 37 tygodnia..jeszcze domek Julitki:)
A tu nowy domek Naszej Małej:)
Brakuje Nam już tylko Ciebie kochanie:*:*
Pozdrawiam:)
sobota, 14 maja 2011
I bądź tu mądrym..
Człowiek może się poprostu załamać. Starałam się nie panikować w kwestii porodu i myślałam, że wybór szpitala mam za sobą..a teraz sama niewiem co mam zrobić..głupie jest to, że kobieta nie potrafi przewidzieć jaki będzie jej poród, czy zdąży dojechać na porodówkę gdzieś daleko..czy napewno wszystko pójdzie w miare sprawnie i obie będziemy zdrowe. Być może ktoś powie,że panikuje..być może macie racje ale ja jestem poprostu załamana naszą służbą zdrowia.
Koleżanka zdecydowała się rodzić tam gdzie ja i najpierw miała bóle 2 dni ale jej przeszły..w szpitalu trzymali ją kolejne dwa dni na podawaniu kroplówek, próbie wywołania skurczy i rozwarcia..niestety bez skutku. Jako, że kilka dni wcześniej miała straszną grypę żołądkową ledwo trzymała się na nogach stąd próbowali ją nawadniać. Ten szpital niestety słynie z tego iż lubią przetrzymywać pierworódki tyle ile się da..tylko,że czasem poprostu jest za długo. Wkońcu dziewczyna nie wytrzymała..pojawiły się zielone wody i szybko na stół. Dziś mama i córka walczą o życie. I po cholere chodzić całą ciąże prywatnie do lekarza, po cholere iść tam gdzie on przyjmuje skoro i tak pomóc nie potrafi..po cholere jedna dobra położna która Ci pomaga skoro następne zmiany proszą o pomste do nieba..
Ktoś by powiedział idź do innego szpitala..nie ma rejonizacji. Fakt tylko,że następny szpital niedaleko na pierwszym miejscu przyjmuje pacjentów swoich lekarzy, lekarze żądają by najpierw przyjść przed porodem na prywatną wizytę do ich gabinetu..a jak masz pecha to na sale czekasz z dzieckiem w ramionach na wózku inwalidzkim po porodzie. Druga koleżanka też ciągle ląduje w szpitalu i to tym drugim z jakimiś dziwnymi bólami..najpierw uznali kolka, teraz kamienie na nerkach i co z tego? Nie mówią jej co dalej..lepiej trzymać biedną w szpitalu i tylko straszyć. Nie raz usłyszała,że synek za mały i nie idzie nic robić a najlepiej by się urodził już w 36 tygodniu czyli jada dzień. Tylko jak urodzć skoro małemu jeszcze sporo brakuje do 2kg?
Szło by jechać do Katowic na Łubinową gdzie już kiedyś pisałam ale oni też nie mają sprzętu do szybkiej reakcji dla noworodków więc skąd mam brać taką pewność, że u mnie będzie wszystko oki i się nie przyda?
Inne szpitale naprawdę odpadają.. bo droga odemnie tam akurat w remoncie lub trzeba przecisnąć się przez korki które na tych trasach praktycznie są non stop.
Niewiem co mam zrobić..nocke zarwałam modląc się o koleżanki i ich dzieciaczki. Rodzice moi i Marcin chodzą wystraszeni jak cholera..ja udaje,że o siebie się nie boje..ale to gówno prawda. Jestem wściekła, że nie umię iść do którejkolwiek placówki bez strachu o nas. Dziękuje Bogu i jednocześne proszę by moja ciąża dobiegła tak spokojnie jak do tej pory i by tak zostało do rozwiązania. Ostatecznie i być może ze strachu uznałam,że Marcin do porodu (jeśli naturalny) idzie ze mną,..będzie z moją położną na telefonie i być może przy nim nie będą robili co im się będzie podobać tylko będą starać się o pozytywne rozwiązanie.
Wiem, że szło by powiedzieć, że wypadki zdarzają się wszędzie, że to normalne i nie można zakładać najgorszego ale jak się nie przejmować kiedy dzieje się coś takiego wokół Ciebie..może co innego jest kiedy się coś słyszy ale nie zna danej osoby a one obie są mi bliskie..widzę jak od zmysłów odchodzą dziewczyn rodzice, mężowie..
Już wczoraj mówię mojemu Marcinowi..chyba najlepiej by było gdyby Julita jednak mi się nie obróciła i była ta cesarka. Może jakby wiedzieli te durnie lekarze co mają robić i nie musieli by podejmować swoich decyzji wszystko skończy się normalnie. Już nie interesuje mnie złe samopoczucie i minusy o których mówiłyście..wole chyba przetrzymać ból rany niż panicznie bać się czy każdy ruch personelu medycznego w naszą stronę jest właściwy..
Z nowości..brzuszek zaczął się obniżać, nie widzę już swojego odstającego pępka..w wolnym czasie zamieszczę jakąś fotkę ale to po weekendzie bo teraz trzeba zbierać się na uczelnie.
Miłego weekendu..
Koleżanka zdecydowała się rodzić tam gdzie ja i najpierw miała bóle 2 dni ale jej przeszły..w szpitalu trzymali ją kolejne dwa dni na podawaniu kroplówek, próbie wywołania skurczy i rozwarcia..niestety bez skutku. Jako, że kilka dni wcześniej miała straszną grypę żołądkową ledwo trzymała się na nogach stąd próbowali ją nawadniać. Ten szpital niestety słynie z tego iż lubią przetrzymywać pierworódki tyle ile się da..tylko,że czasem poprostu jest za długo. Wkońcu dziewczyna nie wytrzymała..pojawiły się zielone wody i szybko na stół. Dziś mama i córka walczą o życie. I po cholere chodzić całą ciąże prywatnie do lekarza, po cholere iść tam gdzie on przyjmuje skoro i tak pomóc nie potrafi..po cholere jedna dobra położna która Ci pomaga skoro następne zmiany proszą o pomste do nieba..
Ktoś by powiedział idź do innego szpitala..nie ma rejonizacji. Fakt tylko,że następny szpital niedaleko na pierwszym miejscu przyjmuje pacjentów swoich lekarzy, lekarze żądają by najpierw przyjść przed porodem na prywatną wizytę do ich gabinetu..a jak masz pecha to na sale czekasz z dzieckiem w ramionach na wózku inwalidzkim po porodzie. Druga koleżanka też ciągle ląduje w szpitalu i to tym drugim z jakimiś dziwnymi bólami..najpierw uznali kolka, teraz kamienie na nerkach i co z tego? Nie mówią jej co dalej..lepiej trzymać biedną w szpitalu i tylko straszyć. Nie raz usłyszała,że synek za mały i nie idzie nic robić a najlepiej by się urodził już w 36 tygodniu czyli jada dzień. Tylko jak urodzć skoro małemu jeszcze sporo brakuje do 2kg?
Szło by jechać do Katowic na Łubinową gdzie już kiedyś pisałam ale oni też nie mają sprzętu do szybkiej reakcji dla noworodków więc skąd mam brać taką pewność, że u mnie będzie wszystko oki i się nie przyda?
Inne szpitale naprawdę odpadają.. bo droga odemnie tam akurat w remoncie lub trzeba przecisnąć się przez korki które na tych trasach praktycznie są non stop.
Niewiem co mam zrobić..nocke zarwałam modląc się o koleżanki i ich dzieciaczki. Rodzice moi i Marcin chodzą wystraszeni jak cholera..ja udaje,że o siebie się nie boje..ale to gówno prawda. Jestem wściekła, że nie umię iść do którejkolwiek placówki bez strachu o nas. Dziękuje Bogu i jednocześne proszę by moja ciąża dobiegła tak spokojnie jak do tej pory i by tak zostało do rozwiązania. Ostatecznie i być może ze strachu uznałam,że Marcin do porodu (jeśli naturalny) idzie ze mną,..będzie z moją położną na telefonie i być może przy nim nie będą robili co im się będzie podobać tylko będą starać się o pozytywne rozwiązanie.
Wiem, że szło by powiedzieć, że wypadki zdarzają się wszędzie, że to normalne i nie można zakładać najgorszego ale jak się nie przejmować kiedy dzieje się coś takiego wokół Ciebie..może co innego jest kiedy się coś słyszy ale nie zna danej osoby a one obie są mi bliskie..widzę jak od zmysłów odchodzą dziewczyn rodzice, mężowie..
Już wczoraj mówię mojemu Marcinowi..chyba najlepiej by było gdyby Julita jednak mi się nie obróciła i była ta cesarka. Może jakby wiedzieli te durnie lekarze co mają robić i nie musieli by podejmować swoich decyzji wszystko skończy się normalnie. Już nie interesuje mnie złe samopoczucie i minusy o których mówiłyście..wole chyba przetrzymać ból rany niż panicznie bać się czy każdy ruch personelu medycznego w naszą stronę jest właściwy..
Z nowości..brzuszek zaczął się obniżać, nie widzę już swojego odstającego pępka..w wolnym czasie zamieszczę jakąś fotkę ale to po weekendzie bo teraz trzeba zbierać się na uczelnie.
Miłego weekendu..
środa, 11 maja 2011
Dni mijają..:)
Witam,:)
Ale pięknie się na dworze zrobiło..aż nie chce sie przychodzić do domku:) Do tego mąż od poniedziałku ma urlop i chciało by się korzystać z uroków bycia razem niestety ja przesiaduje sama. Marcin większość czasu robi porządki w ogrodzie i pomieszczeniach gospodarczych a ja wyczekuje tylko kiedy ktoś wpadnie na pomysł przerwy i wkońcu posiedzą ze mną:) Co u nas? A wszystko dobrze, łapie pierwsze promienie słoneczka na buźke..czuje jak mała wariuje pod wpływem ciepła słoneczka i powiem szczerze współczuje dziewczynom co w zaawansowanej ciąży chodzą przez całe lato..ja bym się rozpuściła. Nogi pod wpływem ciepła zaczeły puchnąć na nowo, dłonie troszke też dlatego ściągłam już obrączkę i jakoś dziwnie mi tak bez niej mimo,że wogule jej na palcu nie czułam..ale to tylko kwestia przyzwyczajenia się:)
Ostatnio zauważyłam,że nie do każdego samochodu się mieszczę:) W swoim jeszcze się jakoś ulokuje, od brata też mimo że z regulacją namęczę się dość troche ale za to u taty żeby przycisnąć pedały do końca muszę mieć maksymalnie siedzenie do przodu a wtedy brzuch dotyka kierownicy i jak tu jechać:) Do tego w naszym samochodzie Marcin jakimś cudem rozwalił lusterko środkowe i nawet sobie nie wyobrażacie sobie jakie problemy z tym są. Próbowaliśmy już chyba 4 klei i na żaden nie trzyma dłużej niż dwa dni a mi ciężko przy parkowaniu odwrócić się do tyłu. Także bez pomocy pasażera ciężko mi gdziekolwiek zaparkować..ostatnio wogule jakimś cudem przybrałam w garażu lusterko hehe..nie mam pojęcia jak to się stało ale chyba poprostu zamyśliłam się i na szczęście tylko się sklapło bo jakbym teraz ja kolejne urwała to Marcin by się pewnie i załamał:) he
A powiedzcie mi czy macie podgrzewacz do butelek? Wiem,że pokarm z piersi można zamrażać ale potem trzeba go troche przegotować prawda czy wystarczy wsadzić do podgrzewacza i gotowe? Pytam bo nie mam pojęcia, jakoś tak się złożyło,że wszyscy u mnie dookoła karmili butlą od początku. Wiem,że podgrzewacz przydaje się przy karmieniu butelką i chciałabym się rozejrzeć za jakimś. Postanowiłam, że laktator po urodzeniu kupimy ręczny z aventu (bo ponoć jeden z lepszych) ale nie słyszałam by podgrzewacze też musiały być zaufanej firmy. Znacie jakieś podgrzewacze o połowe tańsze niż te z phillipsa i zaufane??
A z ciążowych spraw to zaczeliśmy 36 tydzień i jak sobie pomyśle,że wiele dziewczyn rodzi w 38 to delikatne dreszcze mnie przechodzą:) Wczoraj kupiliśmy wszystko dla mnie do szpitala, torba już wyprana czeka na spakowanie ale to po wszystkich porządkach bo nie mam jej gdzie pełnej schować..jedynie czego nam brakuje to wanienki ale to już drobiazg:)
Życzę miłego ciepłego dnia:):)
Ale pięknie się na dworze zrobiło..aż nie chce sie przychodzić do domku:) Do tego mąż od poniedziałku ma urlop i chciało by się korzystać z uroków bycia razem niestety ja przesiaduje sama. Marcin większość czasu robi porządki w ogrodzie i pomieszczeniach gospodarczych a ja wyczekuje tylko kiedy ktoś wpadnie na pomysł przerwy i wkońcu posiedzą ze mną:) Co u nas? A wszystko dobrze, łapie pierwsze promienie słoneczka na buźke..czuje jak mała wariuje pod wpływem ciepła słoneczka i powiem szczerze współczuje dziewczynom co w zaawansowanej ciąży chodzą przez całe lato..ja bym się rozpuściła. Nogi pod wpływem ciepła zaczeły puchnąć na nowo, dłonie troszke też dlatego ściągłam już obrączkę i jakoś dziwnie mi tak bez niej mimo,że wogule jej na palcu nie czułam..ale to tylko kwestia przyzwyczajenia się:)
Ostatnio zauważyłam,że nie do każdego samochodu się mieszczę:) W swoim jeszcze się jakoś ulokuje, od brata też mimo że z regulacją namęczę się dość troche ale za to u taty żeby przycisnąć pedały do końca muszę mieć maksymalnie siedzenie do przodu a wtedy brzuch dotyka kierownicy i jak tu jechać:) Do tego w naszym samochodzie Marcin jakimś cudem rozwalił lusterko środkowe i nawet sobie nie wyobrażacie sobie jakie problemy z tym są. Próbowaliśmy już chyba 4 klei i na żaden nie trzyma dłużej niż dwa dni a mi ciężko przy parkowaniu odwrócić się do tyłu. Także bez pomocy pasażera ciężko mi gdziekolwiek zaparkować..ostatnio wogule jakimś cudem przybrałam w garażu lusterko hehe..nie mam pojęcia jak to się stało ale chyba poprostu zamyśliłam się i na szczęście tylko się sklapło bo jakbym teraz ja kolejne urwała to Marcin by się pewnie i załamał:) he
A powiedzcie mi czy macie podgrzewacz do butelek? Wiem,że pokarm z piersi można zamrażać ale potem trzeba go troche przegotować prawda czy wystarczy wsadzić do podgrzewacza i gotowe? Pytam bo nie mam pojęcia, jakoś tak się złożyło,że wszyscy u mnie dookoła karmili butlą od początku. Wiem,że podgrzewacz przydaje się przy karmieniu butelką i chciałabym się rozejrzeć za jakimś. Postanowiłam, że laktator po urodzeniu kupimy ręczny z aventu (bo ponoć jeden z lepszych) ale nie słyszałam by podgrzewacze też musiały być zaufanej firmy. Znacie jakieś podgrzewacze o połowe tańsze niż te z phillipsa i zaufane??
A z ciążowych spraw to zaczeliśmy 36 tydzień i jak sobie pomyśle,że wiele dziewczyn rodzi w 38 to delikatne dreszcze mnie przechodzą:) Wczoraj kupiliśmy wszystko dla mnie do szpitala, torba już wyprana czeka na spakowanie ale to po wszystkich porządkach bo nie mam jej gdzie pełnej schować..jedynie czego nam brakuje to wanienki ale to już drobiazg:)
Życzę miłego ciepłego dnia:):)
sobota, 7 maja 2011
Plusy i minusy cesarskiego cięcia..
Już dzisiaj od samego rana liczyłam, że pochwalę się iż mała mi się obróciła ale chyba tylko mi się w łóżku wydawało. Niewiem być może ciężko jest mi odróżnić czy to nogi czy rączki ale wydaje mi się, że ta wielka kulka która tylko mi się wypycha i przemieszcza z pod jednego żebra na drugą stronę to raczej główka a po bokach buszują łapki. Coraz częściej nastawiam się, że jednak ta cesarka mnie nie minie i z tym mam mieszane uczucia.
Bo tak są plusy i minusy:
+ nie będę musiała budzić się z myślą czy może dziś bóle mnie złapią
+ nie doznam co to wogule bóle porodowe
+ nie będzie bolało mnie tam na dole(może się myle ale wydaje mi się, że szewki tam na dole są gorsze niż na brzuchu, choć mogę się mylić)
+ miałabym większą możliwość zaplanowania sobie zaliczeń na uczelni
- większe zaburzenia laktacji niż przy porodzie naturalnym(ponoć pokarm pojawić się może dopiero koło 4-5 doby)
- dłuższy pobyt w szpitalu
- większy stres dla maluszka bo nie spodziewa sie,że tak nagle pojawi się na świecie
Psychicznie jako, że jestem z natury panikarą wolałabym cesarkę bo lubię mieć wszystko mniejwięcej zaplanowane i wiedzieć jak co będzie wyglądać. Z drugiej strony marze by bez większych problemów móc przystawić małą do piersi.
A co Wy dziewczyny myślicie o cesarce?? Jakie znacie plusy i minusy? Żebym się i na taką ewentualność mogła przygotować:)
Miłego weekendu ja uciekam na uczelnie:)
Bo tak są plusy i minusy:
+ nie będę musiała budzić się z myślą czy może dziś bóle mnie złapią
+ nie doznam co to wogule bóle porodowe
+ nie będzie bolało mnie tam na dole(może się myle ale wydaje mi się, że szewki tam na dole są gorsze niż na brzuchu, choć mogę się mylić)
+ miałabym większą możliwość zaplanowania sobie zaliczeń na uczelni
- większe zaburzenia laktacji niż przy porodzie naturalnym(ponoć pokarm pojawić się może dopiero koło 4-5 doby)
- dłuższy pobyt w szpitalu
- większy stres dla maluszka bo nie spodziewa sie,że tak nagle pojawi się na świecie
Psychicznie jako, że jestem z natury panikarą wolałabym cesarkę bo lubię mieć wszystko mniejwięcej zaplanowane i wiedzieć jak co będzie wyglądać. Z drugiej strony marze by bez większych problemów móc przystawić małą do piersi.
A co Wy dziewczyny myślicie o cesarce?? Jakie znacie plusy i minusy? Żebym się i na taką ewentualność mogła przygotować:)
Miłego weekendu ja uciekam na uczelnie:)
środa, 4 maja 2011
Chandra wraz z początkiem 35tyg.
Noo i rozpoczeliśmy 35 tydzień..jejku nie wierzę,że ten czas tak leci. Niby wydaje mi sie,że dni lecą powoli ale tak naprawdę ani się nie obejrzę a tu już kolejny wtorek..kolejny tydzień. Mała puki co bardzo aktywna i kontaktowa choć dalej uparcie nie chce zmienić pozycji. Weekend majowy troszke nie wyszedł ale na szczęście w niedziele udało nam się zrobić grilla z moimi rodzicami i teściami. Najpierw próbował przegonić do domu nas deszcz..ale potem na szczęście wyszło słoneczko i było całkiem miło:) W poniedziałek jakoś mi przeleciało bo mąż w pracy na rano a wtorek to była dla mnie masakra. Jak zobaczyłam tą pogodę to myślałam,że zacznę płakać. Marcin miał wolne to myślałam,że coś będzie szło porobić, wyjść do ogrodu a tu dupa bo i u nas śnieg spadł. Niewiem czy to przez pogodę czy jak ale dopadła mnie taka chandra chyba jak nigdy. Z wielkim wysiłkiem i łaską posprzątałam naszej Tosi, Marcin w tym czasie robił śniadaniu i już po nim padliśmy wielce zmęczeni:) Cały dzień spędziliśmy w łóżku na graniu w przeróżne gry i oglądaniu zaległych filmów. Nawet obiadu nie było komu zrobić więc zamówiliśmy pizze co ciekawe wogule mi nie smakowała po tylu miesiącach nie jedzenia fast foodów. Na szczęście dzień się skończył choć nie był taki zły bo wkońcu szło się spokojnie poprzytulać, nacieszyć spokojem jaki jeszcze panuje w domu i możliwością leniuchowania:) Jedynie co wyrywało nas na zmiane z łóżka to szalejąca Tosia po domu ale bywały chwile że i ona kochana przyszła się do nas przytulić:)
Na szczęście dziś jest nowy dzień a mi siły wróciły. Więc uciekam posprzątać, poprasować,na zakupy bo dopiero dziś widzę jak wygląda wszystko po jednym zaniedbanym dniu i straszy:):)
Na szczęście dziś jest nowy dzień a mi siły wróciły. Więc uciekam posprzątać, poprasować,na zakupy bo dopiero dziś widzę jak wygląda wszystko po jednym zaniedbanym dniu i straszy:):)
niedziela, 1 maja 2011
Majowo.:)
Miało być tak fajnie..miał być wypad do Wisły ale noo przez stopy puchnące lekarz zabronił mi długiego chodzenia i stania oraz zmiany ciśnienia. Dlatego też zaprosiliśmy moich rodziców i teściów na grilla ale też ta pogoda taka nie bardzo. Niby nie pada, nie wieje ale na długie siedzenie w ogrodzie kilka stopni więcej byłoby wskazane. Także grill niby dalej aktualny ale noo pewnie jedzony będzie już w domku.
Po za tym u nas wszystko oki. Julitka rozpycha się ile może i wciąż testuje elastyczność mojej skóry..nie raz mam wrażenie, że te łapki wyjdą na zewnątrz tak je wypycha ale kończy się tylko na moich zaszklonych oczach bo czasem aż zaboli. Aktualnie główka znajduje sie pod moim prawym żebrem także na baczność już nie stoi ale na obracanie córa jakoś też nie ma chęci puki co. Narazie tylko czekam na rozwinięcie akcji ale tak w połowie maja zacznę próbować jakieś patenty na wspomaganie jej obracania. Jedyne co przeczytałam i wydało się sensowne to by pod pupe podkładać sobie poduszki i leżąc wyżej na plecach wspomaga to obracanie. Niewiem jak wyleże bo ogólnie ani 2 minut nie wytrzymam płasko na plecach ale zobaczymy. Znacie jeszcze jakieś sposoby na obracanie? Lekarz mówił,że wystarczy bym kładła się na lewym boku tyle, że ja tak zasypiam i odpoczywam od początku i jakoś do tej pory ani myśli zmienić pozycje. A boje się,że im będzie większa tym mniejszą chęć będzie mieć na obroty.
Śmiesznie ostatnio u nas w otoczeniu jest bo są 3 dziewczyny które rodzą w podobnym terminie co ja. Jedna z 8 maja i okazuje się,że jej Maja ma dopiero 2700, koleżanki synek z terminu 20 czerwca dopiero 1600, Judytka z 17 czerwca 2kg także nasza mała puki co największa a ja najchudsza z nich wszystkich.:)
Ostatnio byłam w aptece po część rzeczy dla mnie i zagadałam farmaceutkę na temat termometrów. Jakoś nigdy nie wierzyłam tym elektronicznym i dziecięcym bo z bateriami to nigdy nie wiadomo czy nie cygani. Chciałam używać według mnie najbardziej wiarygodnego starego z rtęcią i maluchowi do pupy wkładać wrazie gorączki ale noo wyszły ze sprzedaży. Teraz polecają jakieś z zastępczą substancją niż rtęć w kwocie ok 20zł, elektryczne dla dzieci do uszka bądź buzi i jakieś na podczerwień w kwocie 200zł, że niby przy czole się przejedzie i podaje wynik. Jakoś nie jestem zbyt dobrze nastawiona na takie wynalazki..chyba w tej kwesti jestem staroświecka ale wydaje mi się, że nie dość,że podczerwień cholernie droga to czy to nie jest nabieranie pacjentów? Bo nowość na rynku, bo trzeba zrobić reklame i zachęcić ludzi do kupowania. Macie jakieś doświadczenie w tej sprawie?? Elektrycznego nie kupie napewno ale co myślicie o tych zastępczych w podobnej kwocie co stare rtęciowe i o tych z podczerwienią?? Żałuje,że zaraz po ślubie nie zaopatrzyliśmy się w takie drobiazgi tylko woleliśmy pożyczyć w razie czego ale teraz przy maluchu wole mieć wszystko swoje niż biegać do teściowej prosić się bo przecież w nocy nie będę jej budzić w razie czego..
Życzę udanego weekendu majowego:):)
Po za tym u nas wszystko oki. Julitka rozpycha się ile może i wciąż testuje elastyczność mojej skóry..nie raz mam wrażenie, że te łapki wyjdą na zewnątrz tak je wypycha ale kończy się tylko na moich zaszklonych oczach bo czasem aż zaboli. Aktualnie główka znajduje sie pod moim prawym żebrem także na baczność już nie stoi ale na obracanie córa jakoś też nie ma chęci puki co. Narazie tylko czekam na rozwinięcie akcji ale tak w połowie maja zacznę próbować jakieś patenty na wspomaganie jej obracania. Jedyne co przeczytałam i wydało się sensowne to by pod pupe podkładać sobie poduszki i leżąc wyżej na plecach wspomaga to obracanie. Niewiem jak wyleże bo ogólnie ani 2 minut nie wytrzymam płasko na plecach ale zobaczymy. Znacie jeszcze jakieś sposoby na obracanie? Lekarz mówił,że wystarczy bym kładła się na lewym boku tyle, że ja tak zasypiam i odpoczywam od początku i jakoś do tej pory ani myśli zmienić pozycje. A boje się,że im będzie większa tym mniejszą chęć będzie mieć na obroty.
Śmiesznie ostatnio u nas w otoczeniu jest bo są 3 dziewczyny które rodzą w podobnym terminie co ja. Jedna z 8 maja i okazuje się,że jej Maja ma dopiero 2700, koleżanki synek z terminu 20 czerwca dopiero 1600, Judytka z 17 czerwca 2kg także nasza mała puki co największa a ja najchudsza z nich wszystkich.:)
Ostatnio byłam w aptece po część rzeczy dla mnie i zagadałam farmaceutkę na temat termometrów. Jakoś nigdy nie wierzyłam tym elektronicznym i dziecięcym bo z bateriami to nigdy nie wiadomo czy nie cygani. Chciałam używać według mnie najbardziej wiarygodnego starego z rtęcią i maluchowi do pupy wkładać wrazie gorączki ale noo wyszły ze sprzedaży. Teraz polecają jakieś z zastępczą substancją niż rtęć w kwocie ok 20zł, elektryczne dla dzieci do uszka bądź buzi i jakieś na podczerwień w kwocie 200zł, że niby przy czole się przejedzie i podaje wynik. Jakoś nie jestem zbyt dobrze nastawiona na takie wynalazki..chyba w tej kwesti jestem staroświecka ale wydaje mi się, że nie dość,że podczerwień cholernie droga to czy to nie jest nabieranie pacjentów? Bo nowość na rynku, bo trzeba zrobić reklame i zachęcić ludzi do kupowania. Macie jakieś doświadczenie w tej sprawie?? Elektrycznego nie kupie napewno ale co myślicie o tych zastępczych w podobnej kwocie co stare rtęciowe i o tych z podczerwienią?? Żałuje,że zaraz po ślubie nie zaopatrzyliśmy się w takie drobiazgi tylko woleliśmy pożyczyć w razie czego ale teraz przy maluchu wole mieć wszystko swoje niż biegać do teściowej prosić się bo przecież w nocy nie będę jej budzić w razie czego..
Życzę udanego weekendu majowego:):)
Subskrybuj:
Posty (Atom)