Noo i zostało nam już tylko albo aż 10 dni do zgłoszenia się do szpitala. Nie zakładam by mała zechciała pojawić się wśród nas wcześniej mimo, że wygląda jakby chciała wydostać się i górą i dołem i nawet pępkiem. Niestety na próbach się kończy bo puki co jeden jedyny alarm fałszywy miałam, teraz nawet żadnych skurczy nie mam. Także zobaczymy ale ja jeszcze spokojna jestem i dalej do mnie nie dochodzi,że coś może zacząć się dziać:)
Ogólnie to czuje się paskudnie. Wstaję rano i ciągle jestem zmęczona. Godziny lecą mi w żółwim tempie a ja wszystko robie na siłę. Dobrze,że przez ostatnie dni zdarza nam się obiady jeść u rodziców bo naprawdę nie chce mi się nic. Najpierw postanowiłam męczyć samą siebie i nie kłaść się w ciągu dnia..twierdziłam,że muszę to przezwyciężyć bo wkońcu przy dziecku też będe nieprzytomna ale dałam sobie spokój. Nic mi te męczenie się cały dzień nie pomaga..dziś zamierzam poleżakować i zobaczymy czy da mi to siłę na drugą połowę dnia. Jeśli nie to trudno..ale przynajmniej dni polecą mi szybciej:)
Niewiem jak to jest bo wszędzie piszą,że kobieta przed porodem dostaje zastrzyk energii i wszystko szykuje, przewraca na nowo cały dom..mi nawet o dziwo nie chce się otworzyć szafki małej by ułożyć wszystko od najmniejszego do największego by potem nie kombinować i nie przeoczyć jakiegoś ciuszka. Więc albo u mnie jest na odwrót albo poprostu do porod mam jeszcze baaardzo dużo czasu:)
U mnie wszyscy już spanikowani. Pamiętam ten czas kiedy bałam się powiedzieć światu o dziecku a teraz każdy kręci się wokół nas i zamartwia. Mama moja jak słyszy karetkę to teoretycznie wie,że nie zabierają do porodu ale mimo to dzwoni by sprawdzić co u mnie. Marcina rodzice zlatują do nas na dół kiedy coś mi głośniej stuknie, komórkę trzymią pod poduszką jakby miało się zacząć, Marcin załatwił już zaświadczenie ubezpieczenia z pracy żeby potem nie latać i nawet swoje klapki co ma do szpitala wozi w samochodzie:)
Martwię się trochę bo za tydzień w weekend moi rodzice wyjeżdżają do Niemiec na komunię kuzynki. Wracają we wtorek a ja w poniedziałek mam zgłosić się do szpitala. Wiem,że niewiele pomogli by mi w ten poniedziałek jakby mnie zostawili na oddziale ale jakoś tak dziwnie mi będzie pewnie z myślą,że są tak daleko. Nie chciałam jednak by rezygnowali bo wiem jak małej zależało na ich obecności a ja przecież mam jeszcze M:) Ten pociesza mnie,że im też nie będzie łatwo być tak daleko ale wkońcu wrócą i zobaczą małą:)
Ciągle z mężem próbujemy wyobrazić sobie jej buźkę,rączki,stópki..dosłownie wszystko. Chciałabym by znowu zaczeła mi się śnić ale ja zamiast jej mam jakieś pokręcone sny.
Czy się boje tego co mnie czeka? Jakoś nie..nie myślę o porodzie bo jest dla mnie abstrakcją, nie boje się opieki nad małą bo też wydaje mi się jakby nigdy z tego brzucha miała nie wyjść. Może jak zobacze i dotknę po raz piewszy to uwierzę..:) Nie boje się bólu bo także nie potrafię sobie go wyobrazić jedynie co to paraliżuje mnie kwestia pójścia do szpitala bo nigdy nie byłam i pewnie z niedzieli na poniedziałek bedę już spanikowana..bo co jak co ale szpital i te białe kitle wyobrazić potrafię sobie doskonale..:)
Udanego weekendu Wam życzę..ciepłego i bez tych paskudnych burz:) My z Marcinem i Tosią zamierzamy wynudzić się za wszystkie czasy:)
dla mnie to oczekiwanie bylo najgorsze, wiadomo ze im blizej to ciezej no i kazdy juz zadaje pytanie czy juz? mnie to troche meczylo. bede 3mac kciuki! :)
OdpowiedzUsuńdasz radę silna dziewczyna jesteś:) będzie dobrze, a białymi kilami się nie przejmuj nie są takie straszne:) trzymam kciuki za Was:*
OdpowiedzUsuńWiesz że nie moge doczekac się już zdjęć Maleństwa... Trzymamy kciuki za Waszą trójkę :)
OdpowiedzUsuńjakos to bedzie, moze akurat malutka postanowi wyjsc o jeden dzien pozniej, albo wczesniej (jak u nas). Nie ma co sie martwic, 10 dni tak malutko a tak duzo, czekamy na Was :)
OdpowiedzUsuńJa też na nic nie mam siły. Jestem cała opuchnięta i ledwo żyje. Miałam dziś prasować Zosi ubranka ale mi się nie chce.Obiadu też nie mam siły robić i chyba zacznę się stołować u rodziców bo mój mąż w tygodniu tylko w poniedziałki i czwartki je obiad w domu bo w pozostałe dni późno wraca. A co do szpitala to ja pierwszy raz w życiu byłam te kilka miesięcy temu w Zakopanem i też się bałam ale nie było źle. Personel bardzo miły, dziewczyny na sali też a jedzenie i warunki przyzwoite. Teraz szpitala już się nie boję ale porodu i opieki coraz bardziej.
OdpowiedzUsuń